wtorek, 26 kwietnia 2016

Prolog

Był piękny słoneczny dzień. Promienie słońca obejmowały całe Arkansas City wraz z rzeką.Rzeka mieniła się w jego blasku. Była raz niebieska i żółta, a raz zielona. Zależało od tego z jakiej perspektywy się patrzało. Z lotu ptaka można było zauważyć odbijające się niebo i słońce w lśniącej tafli wody, a z perspektywy człowieka, zielone drzewa i trawę. Jak co dnia Denisa budził blask słońca, bez zaproszenia wpadające do jego pokoju. Obrócił się dwa razy na łóżku uciekając od jego natrętnych promieni, które okalały jego twarz. Chwycił kołdrę i podciągnął ją do góry. Jak zawsze nie był zbyt radosny wczesnym wstawaniem. Od kiedy został aniołem ciemności musiał wstawać równo ze słońcem, co mu się wcale nie podobało, dlatego czasami łamał tę zasadę. Bez gracji wygramolił się z łóżka, przy okazji upadając na podłogę. Leżał tak przez chwilę patrzeć się w sufit.
- To życie jest niesprawiedliwe- wyjęczał, ocierając zmęczone oczy kciukami. Wstał i ruszył w kierunku łazienki po drodze chwytając ręcznik wiszący na krześle obok biurka i brudne od błota, czarne jeansy. Spojrzał na nie ukradkiem uśmiechając się. Przypomniał sobie zeszłą noc jak to on i Jason wyruszyli na polowanie. Czołgali się po lesie jak zwierzęta, wypatrując ofiary. Kiedy ją odnaleźli z entuzjazmem i radością pozbawili ją życia.
- Ah te anioły świetlności. One są takie przewidywalne. - z radością w głosie i haryzmą w oczach powiedział Denis. 
- Masz rację, bez broni są do kitu , jednak nie można ich ignorować. Trzeba się ich pozbyć pokolei - powiedział Jason, wycierając swój nóż w błękitną hustkę.
- Wiesz, że to nie będzie łatwe, jest ich za dużo - Denis podkreślił swoje ostatnie wypowiedziene słowa. 
- Nigdy nie wątp w możliwości, które w tobie są. - podsumował Jason.
Denis zamknął za sobą drzwi od łazienki odcinając sobie drogę do sypialni. Podszedł do umywalki, odkręcił gorącą wodę i uniósł głowę spoglądając na swoje znikające odbicie w lustrze. Para unosiła się w całym pomieszczeniu. Denis przeczesał kruczoczarne włosy palcami prawej ręki. Chwycił szczoteczkę do zębów, nałożył na nią pastę i intensywnie zaczął szorować swoją jamę ustną. Gdy skończył, zrzucił z siebie piżamę i wchodząc pod prysznic odkręcił kurek z gorącą wodą. Pochylił głowę tak, że woda zaczeła spływać po jego włosach i karku jednocześnie opadając delikatnie na jego umięśnione ciało. Chwycił szampon i wycisnął jego zawartośc na rękę. Nałożył ją na włosy i prężnie zaczął  szorować. Następnie wziął płyn pod prysznic i polał nim swoje ciało. Opłókał się z wody i sięgnął po ręcznik. Założył brudne jeansy i zaczął natarczywie wycierać włosy. Gdy już skończył, podszedł do lutra, przetarł go ręką i spojrzał w nie.
- No, no.. Ale z Ciebie przystojniak. - przeczesł mokre włosy wierzchem dłoni i uśmiechnął się nonszalancko w stronę swojego odbicia.‎ Chwycił za klamkę od drzwi, gdy nagle usłyszał jakieś kroki. Delikatnie chwycił za zamek i przekręcił w nim klucz zamykając je. Rozejrzał się po łazience szukając jakiejś broni. Pamiętał, że chował kiedyś w wentylacji nóż. Podniósł wzrok i wyciągnął do góry ręce. Zdjął pokrywę od wentylacji i wsunął dłoń do jej wnętrza. Macał i macał, aż napotkał coś równie zimnego jak metel od wentylacji. Zacisnął na nim swoją dłoń i pociągnął w dół. Jego oczom ukazał się pięknie zdobiony, gwiazdami i jego imieniem nóż, ale nie taki zwykły jak są w kuchni. Ten nóż był długi, ostro zakończony i leciutki jak piórko. Zamachnął się. 
- Jednak nie wyszedłem z wprawy od hmm... wczoraj - uśmiechnął się pod nosem. Ponownie zerknął w lustro i delikatnie przekręcił klucz. Drzwi odepchnął z takim impetem, że wydały huk odbijając się od ściany. Jego oczom ukazała się postać  o długich blond włosach sięgających pleców. Odwróciła się tak szybko, że nie zdążył ujrzeć jej twarzy. Rozejrzał się i ujrzał ją ponownie przy drzwiach wejściowych.
-Anabel? - zdziwiony zapytał, ze strachem i tęsknotą w oczach. Dziewczyna się uśmiechnęła jednocześnie rzucając się w jego kierunku. Upadł na plecy z impetem uderzając o ziemie, kinjaj wypad mu z ręki i leżał teraz dwa centymetry od niego. Anabel usiadła na Denisie i delikatnie się do niego uśmiechnęła. Poczuł piękną woń kwiatów, podniósł głowę by móc zaciągnąć się tym pięknym zapachem, lecz dziewczyna  uderzyła go nagle pięścią w twarz.
- Zwariowałaś!? Co ty robisz? - wysyczał przez zaciśnięte zęby, wyciągając rękę po nóż.
- Nic skarbie. Nie chcę Cię skrzywdzić. Przyszłam się z tobą przywitać - uśmiechnęła się w taki sposób jaki miała w zwyczaju, delikatnie i pięknie. Jego serce załomotało mu w klatce piersiowej, ręce zaczęły drżeć i pocić się. 
- Nie mów tak do mnie! Ciebie tutaj nie ma. To tylko moja wyobraźnia. Ty nie żyjesz. Umarłaś. To wszystko jest niemożliwe - mówił z bólem i smutkiem. - Zginęłaś. Na własne oczy to widziałem- jeszcze trochę pomyślał,jeszcze kawałek i go chwycę.
- Nie kochanie, nie zginęłam. Jestem tutaj przy tobie. Kocham Cię. - te słowa wryły mu się w głowę, dosięgnął kinjaj'a , poderwał się na nogi jednocześnie zrzucając Anabel. Dziewczyna syknęła cicho, patrząc wprost na niego. W jej oczach ujrzał iskierki nienawiści i coś dziwnego, jakby smutek. Zerwał się na równe nogi, szybko otworzył okno i wyskoczył przez nie, delikatnie lądując na kostkach brukowych chodnika. Spojrzał do góry i zobaczył tylko cień dziewczyny wyskakującej za nim z okna. Z impetem rzucił się do biegu. Z kieszeni brudnych spodni wydobył telefon komórkowy. Wybrał numer i przyłożył do ucha. Po trzech sygnałach ktoś odebrał.
- Jason słuchaj. Muszę się ukryć. - wyszeptał , zaciągając gwałtownie powietrza. - Biegnę do Ciebie. Muszę ją zgubić.
- Denis dlaczego mówisz takimi zagadkami? - wyczuł, że przyjaciel  zrywa się na równe nogi. Ostatnie co usłyszał to trzask zamykanych drzwi i słowa, które same dobrowolnie wydostały się z jego ust. 
- One wróciły - i upadł bo dziewczyna gwałtownie na niego skoczyła. Jedyne co zdążył zauważyć to błyszczący na czerwono syraj wbijający się w jego ciało. Zanim zdążył cokolwiek wyszeptać, stracił przytomność.

wtorek, 5 kwietnia 2016

O jeden krok bliżej światła

Pośród tak niewielkiej przestrzeni, leżę ja pod furą kołder. Błagam o to by nadszedł już ranek.
Zmęczona bezsennością, zmęczona życiem.
Nie chcę wychodzić z mojej fortecy, jedynie ona jest dla mnie przystanią, Mont Everestem dla wrogów. Tutaj jest mój dom, który zawsze stanie w mojej obronie przed ogromnym światem i pożerającym wzrokiem ludzi. 
Kiedyś mądra książka powiedziała mi, że nie można bać się wszystkiego, lecz ja składam dzisiaj hołd moim nieokiełznanym myślom.
Tak niewiele brakuje by paść i powiedzieć "Już dość, proszę!"
Nie dano mi szansy poddania się, pomimo, że teraz bardzo bym tego chciała.
Ludzie mają wobec mnie wygórowane wymagania, którym często ciężko jest sprostać, ale ja twardo stąpam naprzód. Pragnę pokazać im, że muszą bardziej się postarać bym przestała radzić sobie z życiem i przeznaczeniem. Nie często wychodzi mi to dobrze, ale jednak  
LICZĄ SIĘ CHĘCI.

Dzisiaj nikt nie jest w stanie wyciągnąć mnie z przepaści, w którą wpadłam przez własną głupotę i naiwność.  
W dzisiejszych czasach jest najlepiej zachować ograniczone zaufanie, dlaczego? Bo później będzie się mniej cierpiało, nie tak jak ja w tym momencie. 
Najlepiej jest także nie dawać ludziom za dużo siebie, dlaczego ? Bo wtedy nie wykorzystają Cię i nie zwyzywają na pożegnanie. 
Chciałoby się powiedzieć :
Lecz nie zawsze jest to najlepsze rozwiązanie. 
Zastanawialiście się kiedyś dlaczego ludzie są tacy dwulicowi i dlaczego są wstanie 
iść po trupach
by osiągnąć swój cel?
Bo nie liczą się z nikim innym, liczy się dla nich tylko własny czubek nosa i to nie ważne czy skrzywdzą kogoś po drodze czy podłożą komuś świnię, 
najważniejsze jest to, że Oni czują się spełnieni. 
W dzisiejszych czasach panuje zasada :
"Jeżeli masz miękkie serce, miej twardą dupę"
I to jest prawda, najgorzej mają Ci, którzy pragną "Zbawić świat". 
Na pewno spotkaliście takiego rodzaju ludzi, którzy są dla Was przyjaciółmi,a później gdy nadarzy się lepsza okazja, miażdżą Cię i wystawiają na pośmiewisko.
Wtedy wali się świat i nic już nie ma znaczenia, tak jak dla mnie w tym momencie. Liczy się dla mnie tylko łóżko i laptop by móc zapomnieć o całym Bożym świecie. 
Ale w końcu przyjdzie taki dzień, w którym trzeba stawić przeciwieństwom czoła.
I co wtedy?
Trzeba dać z siebie
  100 %
i pokazać wszystkim gdzie raki zimują!!!! 

Już zapomniałam do czego zmierzam, najgorsza jest skleroza w wieku 20 lat xD
Anyway.
Moja rada dla wszystkich Was, którzy czytają właśnie ten wpis :
 Nie poddawajcie się i bądźcie tym kim jesteście, bo takich ludzi potrzebuje ten świat.
Mądrych, Uczciwych, Gotowych wciągnąć pomocną dłoń.
To Wam dedykuję dzisiejszy wpis.



Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka