sobota, 1 kwietnia 2017

Rozdział 3

- Wszystkiego najlepszego kochana - wyszeptała Maja i włożyła mi w ręce bransoletkę, zagrzechotała swoją - mamy takie same - uśmiechnęła się i nagle jakby zapomniała o całej magicznej sytuacji, która nas teraz łączyła, i przemówiła do mnie ze zbyt dużym entuzjazmem
 - Co to miało być ?
- co,co ? - wiedziałam.
- No to, to - wyszeptała
- Nie wiem o co Ci chodzi Maja - skwitowałam.
- Co to miało być, to na holu - natarczywie machała rękoma. Zawsze tak robiła gdy była podekscytowana.
Byłyśmy na lekcji języka angielskiego. Ostatniej lekcji dzisiejszego dnia.
- Mów ciszej, bo Pan Berni wyrzuci Nas z klasy- wyszeptałam.
- Kiedy ja nie mogę być cicho, gdy ty udajesz, że nie wiesz o co chodzi - zarzuciła, a ja wiedziałam, że się niepokoi i nie odpuści, dopóki nie wyznam jej co się stało dzisiejszego poranka.
- Czasu present simple używamy gdy mówimy o jakiejś rutynie, która często się powtarza - powiedział Pan Berni.
- Przecież widziałaś, wpadł na mnie jakiś burak - odpowiedziałam, mając już dość tych jej natarczywych pytań.
- To wcale nie był burak
- Czy ja Wam dziewczyny przeszkadzam? - powiedział nauczyciel - a może podzielicie się z klasą tym, o czym tak natarczywie korespondujecie głosowo
- "korespondowanie głosowe"? - powiedziałam do Mai
- nie wiem, co to jest - wzruszyła ramionami zdziwiona
- Dziewczyny, mówię do Was. - niecierpliwił się.
Wstałam i miałam już odpowiedzieć kiedy do klasy wszedł jakiś chłopak.
 - Uratowana- powiedziała Maja z tym swoim chytrym uśmieszkiem - przez chłopaka buraka.
- Co? - nie dowierzałam, spojrzałam na drzwi wejściowe przy, których stał nowy uczeń. Zasłoniłam twarz rękoma.
- To niemożliwe - wyjęczałam
- Ależ możliwe, możliwe - powiedziała uradowana Maja, udając że klaszcze w ręce.
- Klaso, oto nowy uczeń Jason. Przywitajcie Go i bądźcie mili. - powiedział do Nas - Wybierz sobie jakieś miejsce. - i wskazał ręką na sale, kierując wzrok z powrotem na mnie. Może jednak nie uratowana, pomyślałam.
- Tak więc, dziewczyny o czym tak paplałyście? Proszę się przyznać albo zostaniecie w kozie.
- O czasie present simple, Panie profesorze - cała zaczerwieniona, lecz jednak opanowana odpowiedziałam nauczycielowi.
Chłopak kapusta wybrał sobie miejsce z tyłu za mną.
Gorzej już być nie mogło - skwitowałam do siebie w myślach, chcąc by zajęcia szybko się skończyły.
- Skoro tak twierdzisz, to powiedz mi jak tworzy się czas present simple w zdaniach - założył ręce na klatce piersiowej, zadowolony że zadał mi tak trudne pytanie.
- Podmiot plus orzeczenie z końcówką "s" w trzeciej osobie liczby pojedynczej - uniosłam trzy palce w powietrze- plus reszta zdania - i ukłon.
- Nie wygłupiaj się, siadaj. Proszę słuchać dalej - zakasłał z pożenowaniem, bo wiedział, że o tym jeszcze nie wspominał. Ja i Maja przybiłyśmy sobie piątki
- Dziewczyny! - krzyknął nauczyciel, a chłopak za mną zaśmiał się.
***
Odebrałam Nele z przedszkola i razem pojechałyśmy po parę rzeczy, które potrzebowałam na moje urodziny.
- ciesie sie wieś - powiedziała Nela
-  z czego, mały urwisie?
- zie jeśteś mojom siośtrom - powiedziała. Uśmiechnęłam się do niej i pogłaskałam po głowie. Jest taka mała, ma zaledwie trzy latka a jest taka mądra.
Wróciłyśmy do domu, rozpakowałam gwizdki, balony, konfetti. Odwróciłam się, gdy ktoś nagle zasłonił mi oczy i chwycił mocno w pasie.
- puść mnie, puść mnie! - krzyknęłam
- najpierw zgadnij kto - powiedział ciepły chłopięcy głos.
- Dorian, wariacie, puść mnie - uśmiechnęłam się
- Zgadłaś - puścił mnie i się uśmiechnął, chwycił za rękę i zaczął prowadzić w stronę ogrodu.

***
- Co robisz? - spoglądałam na Niego nieufnie. Starałam się zapomnieć o tym śnie, w której jako główna postać wystąpił właśnie ten chłopak, który teraz stał na przeciwko mnie. Zaczął się do mnie zbliżać jednocześnie oblizując z chytrym uśmieszkiem dolną wargę. To takie wytrącające z równowagi i jednocześnie uspokajające. Droczy się ze mną wariat.
- Nie patrz się na mnie jakbyś nie jadł niczego przez tydzień - zbeształam go delikatnie z uśmiechem przyklejonym do twarzy.
- Ależ Sara, co  ty wygadujesz za głupoty. - przechylił delikatnie głowę na prawą stronę, przyglądając mi się jeszcze bardziej z nienasyceniem
- Nie jadłem, aż dwa tygodnie - uśmiechnął się, gdy ja się wzdrygam -Przecież żartuję. A teraz zasłoń oczy, mam dla Ciebie niespodziankę z okazji urodzin - Uśmiechnęłam się jak dziecko. - możesz już odsłonić oczy - dziwne, przecież zrobiłam zaledwie dwa kroki. Przesunęłam dłonie w dół i po raz setny  w ciągu całego dnia uśmiechnęłam się. Że też szybciej tego nie zauważyłam.
Na przeciwko mnie znajdował się stół z nakryciem ze ślicznymi czerwonymi różami i błękitnymi świecami . Piękne białe naczynia. Wszystko tak cudownie ze sobą kontrastuje. Jednak sprowadziłam swoje myśli na ziemię. To tylko przyjaciel. Chce być dla mnie miły. Czuję lekkie ukucie smutku. Głupolu on Ciebie też bardzo lubi. Besztam sama siebie. A to dziwne. Czuję, że radość napływa mi do serca. Nagle się rumieniąc zerkam na Doriana. Przygląda mi się uważnie z wydętymi ustami. To takie słodkie. Znowu się rumienię. On jednak wyciąga mnie z zamyślenia i podaje mi rękę. Chwyciłam ją. Poprowadził mnie w stronę stolika. Usiedliśmy. Dopiero teraz zauważam, że jest zachód słońca. To wszystko tak pięknie wyglądało. Słońce topiło się w rzece Arkansas zmieniając jej kolor w niebiesko-pomarańczową mieszankę wybuchową. Serce podskakuje mi gdy Dorian się do mnie odzywa.
- Czyżby Ci się podobało? - zmrużył jedno oko i zrobił dzióbek, jednocześnie mnie tym rozbawiając. - Co Cię tak śmieszy? - spytał poirytowany, lecz  uśmiech nie schodził mu z twarzy.
- Ty. - odpowiedziałam stanowczo, próbując ukryć chichot. Nie wytrzymuję jednak i wybucham głośnym śmiechem. - Ta mina. - kontynuuję wskazując palcem na jego twarz - ona mnie tak strasznie rozprasza i za razem rozśmiesza.- ponownie wydyma usta, a ja jak na zawołanie ponownie się śmieję.
- Cieszę się, że jestem powodem twojego uśmiechu. - spogląda na mnie swoimi rozpalonymi niebieskimi oczami.
- Przestań się tak na mnie patrzeć Dorian. To strasznie krępujące - opuszczam głowę, spoglądając na swoje złożone dłonie na kolanach.
- Przepraszam, ale to ty mnie rozpraszasz tymi swoimi rumieńcami, przygryzaną wargą. To takie słodkie - spróbuj zmienić temat, zachęcam samą siebie, może wtedy przestanie być tak niezręcznie.
- Piękne róże - chwyciłam je w dłonie i przyłożyłam do klatki piersiowej, głęboko zaciągając się ich ślicznym zapachem.
- Są tak piękne jak ty - uśmiechnął się kokieteryjnie w moją stronę. No nie, a chciałam zbić go z tropu. Czy to w ogóle możliwe? Jeszcze cichutko w duchu poirytowana. Nigdy nie było mi aż tak niewygodnie na krześle.
- Dzięki - odburkuję lekko niezadowolona z tego, że się tak zachowuje. Faceci. W duchu przewracam oczami. Dorian zerka na mnie. Nic nie mogę wyczytać z jego oczu. Czy jest rozbawiony, zakłopotany, radony. Nic, a nic. To strasznie krępujące.
- Mam coś dla Ciebie - wstaje i na chwilę znika za drzwiami mojego mieszkania. Wrócił z tortem czekoladowym i paczuszką zawieszoną na ręce. Podsunął mi pod nos tort na którym świeciło się siedemnaście świeczek. - Pomyśl życzenie, zanim zdmuchniesz świeczki - przypomniał mi. Zaciskam mocno oczy i wypowiadam w myślach życzenie jednocześnie zdmuchując wszystkie świeczki.
 - Czego sobie życzyłaś ?- zapytał zaciekawiony patrząc mi prosto w oczy.
- Kiedyś się dowiesz - uśmiechnęłam się. Przestań się na mnie gapić Dorianie! Krępujesz mnie, syczę z niezadowolenia w myślach, a on jakby  w nich czytał, ściąga ze mnie swój pożądliwy wzrok i podchodzi do mnie wręczając mi czerwoną paczuszkę.
- Co to? - chwytając ją w ręce, zerkam na niego delikatnie z zaciekawieniem. Widocznie go rozbawiłam, bo zaczyna się śmiać.
- Otwórz i sama sprawdź - jego oczy są tak radosne. Nigdy nie widziałam go, aż tak rozbawionego. Jego uśmiech jest zaraźliwy. Odwzajemniam go i z powrotem spoglądam na paczuszkę. Rozchylam sznureczki i wkładam dłoń do jej zawartości, wyciągając z niej czarne pudełeczko. Moja ciekawość rośnie trzykrotnie. Rozchylam wieko, a moim oczom ukazuje się śliczna srebrno-błękitna bransoletka. Wyciągam ją i przyglądam się jej. Zerkam na Doriana. Wstrzymuje oddech. To takie zabawne. Przerwę jego tortury.
- Jest śliczna. Dziękuję - i posłałam mu bardzo słodki uśmiech na jaki kiedykolwiek w życiu się zdałam. Widzę jak powoli wypuszcza powietrze.- Zapniesz? - pytam wyciągając do niego rękę z prezentem.
- Oczywiście i cieszę się, że Ci się podoba - uśmiechnął się. Zapiął mi bransoletkę i włączył muzykę na stereo, którego wcześniej nie widziałam. Do mych uszu dostała się słodka delikatna melodia. Zapalił świeczki na stole. To wszystko jest takie romantyczne. Zerknęłam na Doriana i dopiero teraz zauważam, że ma na sobie czarny garnitur i błękitny krawat.
Wyciągnął w moją stronę rękę. Ujęłam ją cała zestresowana. Chwycił mnie w pasie i zaczął poruszać w rytm muzyki. Położyłam mu głowę na ramieniu. Na niebie już zdążył  się wymknąć księżyc i tańczące wokół niego gwiazdy. Ściskam mocniej dłoń Doriana. Spoglądam na niego. Jest ode mnie o jakieś dwadzieścia centymetrów wyższy. Jego czarne włosy proszą się, aż o ich dotknięcie i potarganie. Szybko odsuwam od siebie tę myśl. On jednak przygląda mi się uważnie i jeszcze bardziej się czerwienię. Naglę Dorian powoli zbliżył twarz w moją stronę. O nie! Co on zamierza zrobić?
 "Pocałować Cię?" Beszta mnie moja podświadomość. Nie, nie, nie, on nie może. Próbuję się odsunąć, on jednak tylko chwyta różę ze stołu, wkłada  ją sobie do ust. Puszcza mnie, zaczyna klaskać w dłonie i tupać prawą nogą jakby chciał zatańczyć tango. Ponownie chwyta mnie za ręce. Zrobił rzecz, której za żadne skarby świata się nie spodziewałam. Obracał mną tak szybko, że zaczęło kręcić mi się w głowie. On natomiast uśmiechał się i śmiał jak dziecko. Zatrzymał mnie, a ja wpadłam prosto w jego ramiona. Śmiech. To właśnie jego śmiech pozostał w moich uszach po tak cudownych siedemnastych urodzinach. Moich urodzinach.

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka